Wyśledzenie mojego ojca nie było niczym ciężkim, biorąc pod uwagę moją
pracę. Ciężka była niemal szesnastogodzinna podróż, którą musiałem odbyć, aby
się z nim spotkać. Według moich danych, pracował na Uniwersytecie. Pierwszą
myślą, jaka mi przyszła do głowy, było to, że zapewne jest kimś w rodzaju
woźnego, jednak okazało się, że jest pracownikiem naukowym. W ciągu dziesięciu
lat zdążył ogarnąć swoje życie, skończyć studia i zostać wykładowcą. Musiałem
przyznać, ze to imponujące.
Imponujący był również Uniwersytet, do którego w końcu udało mi się
dotrzeć.
- Przepraszam, czy wie pan, gdzie znajduje się doktor Davis? –
spytałem, przyjaźnie wyglądającego, niebieskookiego mężczyznę. W obawie, że
może mnie spławić, dyskretnie pokazałem mu swoją legitymację.
- Ekhm. Zaprowadzę pana – odparł. Dopiero po dziesięciu minutach
trafiliśmy pod odpowiednią salę wykładową. Mężczyzna wszedł do środka.
- Leonard? – mówił cicho, ale i tak dobrze go słyszałem. – CIA do
ciebie.
- Słucham? – człowiek, będący najprawdopodobniej moim ojcem, wydawał
się nieco zaskoczony.
- Doktor Leonard Davis? – spytałem, po raz kolejny wyciągając moją
legitymację. Wiedziałem, że nie powinienem jej używać w taki sposób, ale pokusa
była zbyt duża.
- Tak, o co chodzi? – Już nie miałem wątpliwości, trafiłem właściwie,
mężczyzna stojący przede mną był moim ojcem. Prawie nie zmienił się przez
ostatnie dziesięć lat. Zaczął tylko porządnie się ubierać i powoli siwieć.
- Nie wiem, czy coś panu to mówi, ale nazywam się Nicholas Moore…
- To naprawdę ty? Matka w końcu poprosiła cię, żebyś się ze mną
skontaktował? – wydawał się być niezwykle szczęśliwy. Takiej reakcji się nie
spodziewałem.
- Jestem tu służbowo – skłamałem. – Zostałem poinformowany, że możesz
udzielić interesujących mnie informacji. – Nie musiał wiedzieć, że jestem tylko
pracownikiem Biura Badań i Rozwoju. Moja odpowiedź wyraźnie go zawiodła.
- Rozumiem, chociaż nie mam pojęcia, jakich informacji mógłbym ci
udzielić.
- Najpierw dokończ swój wykład – westchnąłem. – Później pójdziemy w
jakieś bardziej adekwatne do tej rozmowy miejsce… Zaczekaj, masz kontakt z
mamą? – spytałem.
- Tak. Od niedawna.
*
Mieszkanie mojego ojca było niewielkie – dwa pokoje i kuchnia. Wszystko w
ciepłej, beżowo-brązowej kolorystyce, solidne drewniane meble i
odrobina niebieskich dodatków. Pamiętając, jakim człowiekiem był
dziesięć lat temu, wyobrażałem sobie to miejsce całkiem inaczej. W
mieszkaniu panował względny porządek, jednak udało mi się zauważyć rękaw
żółtej bluzy, leżącej pod łóżkiem.
- To twoje? – spytałem, podnosząc ją.
- Nie, to… - Ojciec wydawał się być nieco zakłopotany. – To kogoś innego.
Odłożyłem bluzę na łóżko i usiadłem w fotelu. Gdy on usiadł w fotelu obok, wyciągnąłem notes.
- Możemy zaczynać?
- Jestem gotowy. Ale nadal nie mam pojęcia, jakich informacji mógłbym ci udzielić – odparł.
- Co wiesz o telepatii? – zacząłem. Gdy usłyszał pytanie, uśmiechnął się lekko.
- A co, planujecie drugi projekt MKULTRA? Jestem doktorem medycyny, a
nie wróżką – westchnął. – Swoją drogą, nie wiem, dlaczego nie sprawdzasz
swoich informatorów lepiej.
Brzmiał szczerze, więc uznałem, że mama sprytnie wmanewrowała mnie w
spotkanie z ojcem, wiedząc, że gdyby mnie o to poprosiła, nie zgodziłbym
się.
- Więc skończyłeś medycynę… Dlaczego wykładasz, a nie pracujesz w jakimś szpitalu, czy coś w tym rodzaju?
- Mniejsza odpowiedzialność – odparł, nalewając wodę do czajnika. – Nie zamierzasz chyba wracać do Fairfax o tej porze?
- Nie – spojrzałem na zegarek. – Nie miałbym już nawet jak wrócić.
- Masz gdzie przenocować? Mogę ci pościelić kanapę w drugim pokoju, jeśli chcesz – zaproponował.
- Mam pokój w motelu – skłamałem. Nie miałem ochoty zostawać u ojca. –
Poza tym, osoba, która zostawiła tu bluzę, zapewne po nią wróci –
uśmiechnąłem się.
- Mam taką nadzieję – powiedział cicho. – Ale na herbatę chyba możesz zostać?
Nie miałem ochoty zostawać. Nie miałem ochoty rozmawiać z ojcem. Przez
dziesięć lat zmienił się tak bardzo, aż niemal nie mogłem w to uwierzyć.
A może pamięć mnie zawodziła? Może pamiętałem tylko wybrane wydarzenia,
przedstawiające ojca w negatywnym świetle? Może w taki sposób moja
podświadomość chroniła mnie przed poczuciem jego utraty? A może to
wszystko wpływ mamy? To było zbyt trudne, by o tym myśleć.
- Mogę – odpowiedziałem. Nie miałem ochoty zostawać, ale jeszcze
bardziej nie miałem ochoty iść na dworzec autobusowy i czekać tam do
rana.
- To opowiedz mi, co tam u mamy – poprosił.
- Mówiłeś, że jesteś z nią w kontakcie – odparłem.
- Przecież wiesz, że to co mama mówi, a to jest naprawdę, nie zawsze się pokrywa – westchnął.
- Wiem… - przytaknąłem. – Jest całkiem dobrze, chyba. Niedawno zmieniła
psychiatrę tylko dlatego, że jej lekarka podobno głosowała na Demokratów
– przewróciłem oczami.
- To jeszcze nic – zaśmiał się. – Jak byłeś mały, zmieniła pracę, bo nie mogła znieść tego, jak ubiera się jej szef.