wtorek, 29 kwietnia 2014

Javert: część 4.

Umówili się na kolację w lokalu, który zaproponowała Valerie. Javert nie znał takich miejsc. Jadanie na mieście uważał za niepotrzebny zbytek. Wolał ugotować sobie coś w domu - nie dość, że było to dużo tańsze, to jeszcze smakowało mu bardziej, niż coś przygotowanego przez człowieka, którego nawet nie znał.
Postanowił przyjść ubrany w mundur. Garnitur wydawał się mu zbyt elegancki, zwyczajne, codzienne ciuchy, mogłyby zostać odebrane jako lekceważenie... Mundur był odpowiedni. I dodawał autorytetu.
Mimo tego, że wyszedł z domu dużo wcześniej, niż powinien, gdy dotarł na miejsce, Valerie już na niego czekała.
- Mam nadzieję, że się nie spóźniłem - powiedział.
- Nie, to ja zawsze wolę przyjść przed czasem - odparła kobieta, uśmiechając się. - Chciał pan porozmawiać - zauważyła po chwili.
- Nie rozumiem, dlaczego tak ci zależy na kontaktowaniu się ze mną. Nie podejrzewam jednak, abym był ci do czegoś potrzebny. To znaczy, że szukasz przyjaźni lub miłości. A ponieważ przyjaźnie ludzie zazwyczaj nawiązują naturalnie, podejrzewam, nie wiem czy słusznie, że upatrzyłaś sobie we mnie kandydata na drugą połówkę. Powiem jedno: zły wybór.
- No cóż, ma pan rację co do moich intencji, ale rozumiem dlaczego tak usilnie przedstawia się pan w złym świetle - powiedziała. - Jest pan inteligentny, przystojny, do tego jest pan policjantem i to jednym z najlepszych. Nie rozumiem, czemu miałby pan być złym wyborem - uśmiechnęła się. - Poza tym, zacznijmy w końcu mówić sobie po imieniu.
Javert połowicznie zgodził się na jej propozycję - zgodził się mówić jej po imieniu i poprosił, aby ona zwracała się do niego po nazwisku, ale bez tytułowania go "panem aspirantem". Nie chciał, aby mówiła do niego po imieniu. Nie pamiętał, kiedy ostatnio ktokolwiek mówił do niego po imieniu. Było już zbyt chłodne i obce, zbyt nienależące do niego.
- Posiadam pewną cechę, która w tej sytuacji może się okazać moją wadą - zaczął wyjaśniać. Valerie jednak przerwała mu.
- Wiem, że jesteś służbistą i legalistą. Zdaję sobie sprawę z tego, że, gdybyśmy jechali razem samochodem i gdybym złamała jakikolwiek przepis, wyjąłbyś z kieszeni bloczek mandatowy i ukarałbyś mnie bezzwłocznie.
- To akurat uważam za zaletę - odrzekł, mając nieco zachmurzone spojrzenie. - Staram się wyjaśnić, że jestem aseksualny.
Po tych słowach zapadła cisza.
- Nie spodziewałam się - powiedziała Valerie, lekko zakłopotana. - Ale wszystko jest w porządku, nie wiem, czemu uważasz, ze mogłoby mi to przeszkadzać.
Javert oparł się łokciami na stoliku i pochylił się lekko do przodu.
- Teraz tak mówisz. Gdybyśmy mieli być razem, może przez trzy miesiące miałabyś takie nastawienie. Później zaczęłabyś się na mnie złościć, może nie całkiem świadomie, ale jednak. Po pół roku zostawiłabyś mnie, nie mogąc znieść ciągłej frustracji.
- Tak się oburzałeś, gdy mówiłam, co można wywnioskować, patrząc na ciebie, a teraz sam mnie podsumowałeś, nie mając żadnych przesłanek... - Kobieta zaśmiała się gorzko. - Trochę przykre. Nie znasz mnie na tyle, żeby wiedzieć, jak bym się zachowała.
- Znam ludzi - odparł. - Nie chciałem cię urazić, ale uwierz, byłoby dokładnie tak, jak powiedziałem.
- Nie wierzę. Nie wierzę i nie uwierzę. Będziesz musiał mi to udowodnić - powiedziała stanowczo, patrząc mu prosto w oczy.

1 komentarz:

  1. Dzień dobry, informuję iż biorę Twojego bloga z wolnej kolejki na ocenialni KDO. Prosiłabym jednak o kontakt na e-mailu, abym mogła się dowiedzieć, które dokładnie opowiadanie mam wziąć pod lupę.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń