wtorek, 25 marca 2014

Javert: część 2.

Wyglądała na około dwadzieścia pięć lat. Długi, trochę za duży wiosenny płaszcz powiewał za nią, jak peleryna. Podbiegła szybko do swojego samochodu.
- Naprawdę przepraszam... - zaczęła, odgarniając z twarzy czarne loczki. Gdy już nie zasłaniały jej dużych, niebieskich oczu, przyjrzała się Javertowi. - Panie aspirancie - dodała, patrząc na jego mundur. Mężczyzna nie odzywał się, więc zaczęła się tłumaczyć. - Na parkingu nie było miejsca a musiałam zaprowadzić rodzeństwo do szkoły. Dwoje starszych wysadziłam pod liceum, ale pozostałą trójkę musiałam zaprowadzić tutaj - wskazała ręką na budynek szkoły. - To trojaczki, chodzą do pierwszej klasy. Nie mogłam ich puścić samych, za mali są - tłumaczyła, trochę zbyt emocjonalnie. - A jakbym pojechała na ten parking, który jest dalej, to by się spóźnili na lekcje. Proszę mi nie dawać mandatu, panie aspirancie.
- Dziecko... - zaczął Javert, mimo że nieznajoma nie była od niego dużo młodsza. Niestety, taki miał nieznośny zwyczaj umniejszania w pewien sposób osobom, które łamały prawo. - Daj mi swoje dokumenty. Dostaniesz mandat, to się oduczysz parkować tam, gdzie nie wolno - powiedział szorstko.
- Zapewniam pana, panie aspirancie, że już od dawna jestem pełnoletnia i życzyłabym sobie, aby zwracał się pan do mnie inaczej. - Mówiąc to, podeszła bliżej Javerta. Była od niego znacznie niższa, stanęła więc na niskim murku, aby spojrzeć mu prosto w oczy.
- Jak więc mam się zwracać? - spytał, nie będąc do końca świadomym, że zadając to pytanie, realizuje plan dziewczyny.
- Valerie. - Podała mu rękę. - Valerie Blanchard.
Uniosła nieznacznie głowę i spojrzała na Javerta z nieukrywaną wyższością, czekając na reakcję mężczyzny. On potrzebował chwili, aby uświadomić sobie, że stoi przed nim córka Juliusa Blancharda, byłego zastępcy Komendanta Głównego Policji. Miał przez chwilę wątpliwość, czy powinien dać mandat córce kogoś, kto był jego zwierzchnikiem. Przypomniał sobie jednak, że Blanchard siedem lat temu przerwał obiecującą karierę i odszedł nagle na emeryturę, co wyglądało, jakby miał coś na sumieniu.
- Proszę nie myśleć, panno Blanchard, że nazwisko może uchronić przed mandatem - powiedział, robiąc coś, czego nie robił do tej pory: uśmiechając się.
- Aspirancie, jest pan niezwykle niekulturalnym człowiekiem - stwierdziła z udawaną dezaprobatą. - Ja się panu przedstawiłam, a pan nadal pozostaje anonimowy, nie podoba mi się to.
- Nazywam się Javert - odparł. - Proszę mi dać dokumenty, muszę w końcu wypisać pani ten mandat.
Javert wręczył dziewczynie wypełniony druczek i dostał od niej zieloną karteczkę z numerem telefonu.
- Do zobaczenia, mam nadzieję - powiedziała Valerie, wsiadła do samochodu i odjechała. Javert włożył otrzymaną karteczkę do kieszeni, po czym spojrzał na zegarek. Valerie zabrała mu dużo czasu. Zaczął iść szybko, chcąc zdążyć do pracy. Zazwyczaj przychodził wcześniej, zgodnie z zasadą, że lepiej czekać godzinę, niż spóźnić się o minutę. Tego dnia nie udało mu się to. Wpadł na komisariat kilka minut za późno, z lekką zadyszką spowodowaną bardzo szybkim marszem. Nalał sobie zimnej wody z dystrybutora, usiadł za biurkiem i zaczął rozmyślać o tym, co się przed chwilą stało.

poniedziałek, 17 marca 2014

Javert: część 1.

Na początek małe wyjaśnienie. Tekst, który tu zamieszczam powstał jako fanfiction do Nędzników, ale biorąc pod uwagę, że dzieje się w czasach obecnych i że wszystkie informacje na temat policji dotyczą w rzeczywistości policji polskiej (gdyż o francuskiej nie udało mi się znaleźć zrozumiałych dla mnie informacji), okazuje się, że jedyną rzeczą, którą zaczerpnęłam z Nędzników jest główny bohater. Jest on jednak tutaj młodszy, niż w książce. Zastanawiałam się więc, czy nie zmienić po prostu jego nazwiska. Stwierdziłam jednak, że w świetle planowanego zakończenia, lepiej będzie, jeśli Javert pozostanie sobą.

Awans na aspiranta nie był dla Javerta zaskoczeniem. Po przesłużeniu trzech lat w stopniu młodszego aspiranta, czekał na nominację do wyższego stopnia i rzeczywiście, nastąpiła ona bardzo szybko. Nic dziwnego, miał zaskakująco dobre wyniki. Znany był z tego, że nawet będąc po służbie, zamiast odpoczywać, polował na niczego nieświadomych przechodniów, przekraczających jezdnię na czerwonym. Praca była jego życiem.
Współpracownicy, którzy awansowali razem z nim, świętowali sukces, on jednak wrócił do domu. Nie integrował się z nimi, nie czuł potrzeby zawierania przyjaźni. Przyjaźń mogła być kłopotliwa. Bo jak tu zgłosić nieuczciwe zachowanie współpracownika, z którym spędza się popołudnia i rozmawia o sporcie?
Wyciągnął listy ze skrzynki. Dwa rachunki, za prąd i za telefon, oraz nieco spóźniona kartka urodzinowa. Z więzienia. Od ojca. Wrzucił ją do kominka, nawet nie czytając życzeń. Włączył lampę, usiadł w fotelu i zaczął czytać książkę. Wyznaczył sobie listę dzieł literatury światowej, które wykształcony człowiek znać powinien i czytał je po kolei. Na ten dzień przypadła "Anna Karenina". Javert nie był zainteresowany ani miłością Anny do Aleksego, ani losami Lewina (który jednak wzbudzał w nim największą sympatię spośród wszystkich bohaterów). Nie lubił czytać. Literki przeskakiwały bądź pojawiały się w niewłaściwej kolejności, zapewne z powodu dysleksji, której jednak nikt nigdy nie zdiagnozował.
Gdy zauważył, że już trzeci raz zaczyna czytać tę samą stronę, odłożył książkę na solidny, mahoniowy regał, który kupił w komisie po wyjątkowo niskiej cenie. Mebel zapełniony był książkami, z których większość była jeszcze nieprzeczytana.
Javert zasnął szybko. Nigdy nie miał problemów ze snem. Rano, gdy zadzwonił budzik, wstał od razu. Już od dłuższego czasu budził się na kilka minut przed budzikiem i słysząc znajomy dźwięk po prostu schodził z łóżka i szedł do łazienki. Wchodził pod prysznic i puszczał ciepłą wodę z deszczownicy. Każdego ranka przypominał sobie, że wybranie właśnie tego typu zestawu prysznicowego było jedną z lepszych decyzji jakie podjął, przynajmniej w kwestii remontu mieszkania.
Gdy się tu wprowadził jedenaście lat temu, ściany były obdrapane, a stare, rozwalające się łóżko było jedynym meblem. Większość pieniędzy z pensji z pierwszych trzech miesięcy pracy zaoszczędził i przeznaczył na remont łazienki. Zerwał tapetę (której istnienia w łazience nie próbował nawet zrozumieć) i położył kafelki. Wyrzucił starą, rdzewiejącą wannę ze znacznymi ubytkami w emalii, po czym zainstalował prysznic z deszczownicą. Kolejna pensja została przeznaczona na pomalowanie ścian. Później kupił nową lodówkę. Ta, którą posiadał do tej pory, działała co prawda, jednak jej drzwi nie były w żaden sposób przymocowane i trzymały się jakoś na swoim miejscu tylko wtedy, gdy lodówka była zamknięta. Kominek pojawił się nieco później. Obecnie mieszał nadal w tym samym mieszkaniu - dwa pokoje, kuchnia, łazienka i malutki balkon. Sprawiało ono już całkiem inne wrażenie. Nie było przytulne, prędzej można by je określić surowym. Ściany w większym pokoju w kolorze przydymionego fioletu, metalowy wieszak, pikowany fotel, kilka drewnianych mebli - łóżko, szafa, stół, dwa krzesła - pomalowanych czarną bejcą i, wyróżniający się na tym tle, mahoniowy regał. Znajdujący się na przeciwko drzwi kominek bezskutecznie próbował ocieplić wizerunek pomieszczenia. Drugi pokój stał pusty. Wygląd mieszkania bez wątpienia pasował do osobowości Javerta.
Mężczyzna zjadł śniadanie, założył mundur, po czym wyszedł z domu. Mimo tego, że do pracy miał nieco ponad dwa kilometry, nigdy nie dojeżdżał autobusem ani, tym bardziej, samochodem. Lubił samotne spacery.
Ranek był nieco chłodny. Javert przyspieszył nieco kroku, aby nie zmarznąć. Powrót do domu po cieplejszą kurtkę nie wchodził w grę, w końcu była już wiosna i należało używać letniego munduru.
Uwagę mężczyzny przykuł nieprawidłowo zaparkowany samochód. Mały, czerwony fiat stał tuż za znakiem zakazu parkowania. Javert obszedł pojazd, nie rozumiejąc, jak ktoś mógł postąpić w tak lekceważący wobec prawa sposób.
Z pobliskiego budynku wybiegła młoda kobieta, wołając:
- Przepraszam! Już odjeżdżam!

sobota, 1 marca 2014

Dziecko dwóch światów - kilka słów wyjaśnienia.

Nie zamierzam pisać kolejnych odcinków. I mimo że nikt tego nie komentuje, zdecydowałam się na napisanie kilku słów wyjaśnienia, chociażby dla osób, które czytają, bądź dla osób, które znają mnie z jakiegoś innego bloga.
Ocena, jaką otrzymałam na Niebieskim Piórem uświadomiła mi, że ten mój twór jest dosyć bezsensowny. Miałam co prawa już wcześniej takie myśli, ale dopiero opinia innej osoby pomogła mi spojrzeć trochę bardziej obiektywnie.
Bardzo chciałam dokończyć „Dziecko dwóch światów”, nawet za bardzo. Pisałam, mimo tego, że mi się nie chciało. Pisałam, przyspieszając zdarzenia za bardzo. Wyszło mi przez to jakieś nieudolne streszczenie historii, jaką miałam w głowie. „Dziecko...” zaczęłam pisać po dosyć długiej przerwie. Wszystkie inne teksty znajdujące się na blogu napisałam dużo wcześniej. Kiedy zaczęłam pisać to opowiadanie, byłam szczęśliwa, że w końcu znów jestem w stanie wykonywać swoje hobby. Efekt okazał się marny, tak bywa. Obecnie pracuję nad czymś innym, mam nadzieję - lepszym. „Dziecko...” natomiast postanowiłam skasować.